Aby zmniejszyć koszty wynajmujemy samochód (30.000 CPS/dobę + koszt paliwa) i sami organizujemy sobie dzisiejszy dzień, jedziemy do Perque Nacional V. Perez Rosales, aby zobaczyć wulkan Osorno. Dodatkowo udaje nam sie namówić na naszą wyprawę dwie Niemki, które zapoznaliśmy wieczorem w naszym hostelu (dodam, że zapoznanie miało miejsce przy butelce chilijskiej wodki pisco) i w ten sposób koszty zmalały jeszcze bardziej (koszt takiej wycieczki w biurze podroży to ok. 20.000 CPS/osobę).
=>dla ułatwienia przeliczenia waluty: 1000 CPS to ok. 5,50 - 6,00 PLN w zależności od kursu dolara.
Po 9.00 właściciel wypożyczalni podstawia nam nasz samochód - boski, czerwony Chevrolet Aveo: ) już na samym początku orientujemy się, że auto nie jest w najlepszym stanie technicznym, na desce rozdzielczej świeci sie kontrolka silnika poza tym uszkodzone jest zawieszenie, nie działa prawy migacz itd... nie zważając jednak na te usterki wyruszyliśmy w trasę.
Z okien naszej "czerwonej strzały" oglądamy okolice, jezioro, górskie szczyty, ale nie robią one nas większego wrażenia, bo takie góry można zobaczyć także u nas. Czujemy się jak byśmy byli w Szczyrku, krajobraz rożni się jedynie widokiem dwóch wulkanów.
Cały czas jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Llanquihue, w miejscowości Ensenanda odbijamy w prawo i udajemy się dość krętą i wąską drogą do ośrodka narciarskiego położonego przy wulkanie Osorno. Stamtąd można wyciągiem krzesełkowym dostać sie bliżej szczytu wulkanu. Niestety pogoda nam nie dopisuje, jest zimno, wietrznie i bardzo mała widoczność, z tego powodu wypijamy jedynie gorącą kawę w schronisku i zjeżdżamy na dół. Przez kolejne trzy godziny jedziemy dalej wzdłuż brzegu jeziora, asfaltowa jezdnia zamieniła się w wyboistą i pełną dziur szutrową drogę, niestety nasza "czerwona strzała" zaczęła wydawać dziwne dźwięki...nagle coś strzeliło i okazało się, że w lewym tylnym kole uszkodził się amortyzator. Powrót do naszego miasteczka przypominał rejs statkiem po falach oceanu, bo tak nas wytrzęsło w środku :)