Udajemy się na północ Chile, pierwszym przystankiem jest miejscowość Copiapo, do której dotarliśmy nocnym autobusem linii Turbus, cena przejazdu 11500 CPS/osobę. Rankiem ok. 9.40 dojechaliśmy do Copiapo a stamtąd od razu przesiedliśmy sie do kolejnego autobusu i pojechaliśmy do nadmorskiej miejscowości Caldera i tu zatrzymujemy się na dwudniowy wypoczynek.
Po drodze zobaczyliśmy jeszcze plażę Bahia Inglesa, która nazywana jest najpiękniejszą plażą północy, ja z Ania zrobiłyśmy sobie sesję fotograficzną a chłopcy w tym czasie zdążyli wypić po butelce czerwonego wina, na szczęście butelki miały tylko 500ml : )
Caldera przywitała nas chłodem (ok 9 stopni) i pochmurnym niebem, byliśmy bardzo tym zaskoczeni, jeden z mieszkańców udzielił nam informacji, że w tych rejonach to normale zjawisko, do południa jest zimno a niebo jest zachmurzone. Ok. godziny 14.00 temp. wzrosła już do 26 stopni i mogliśmy wreszcie zrzucić z siebie ciepłe kurtki zamieniając je na koszulki, krótkie spodenki i klapeczki.
Gdy wyszło słoneczko poszliśmy na plażę, gdzie po raz pierwszy wystawiliśmy nasze spragnione słońca ciała na działanie promieni słonecznych, woda w oceanie niestety jest jeszcze na tyle zimna, że obyło się się bez kąpieli.
Gdy zgłodnieliśmy postanowiliśmy skosztować tutejszych przysmaków, Rafał S. usilnie próbował zamówić gotowane w białym winie mule, ale niestety skończyło się jedynie na zupie z muli :) Język hiszpański okazał się zbyt skomplikowany, aby wyjaśnić kelnerce, co tak naprawdę chcemy zjeść : ) Druga potrawa przypominała gotowane ostrygi, ale to tylko nasze domysły... i tym samym ja ostatecznie zdecywowalam się na rybkę.
Na deser zjedliśmy pyszne naleśniki z karmelem i likierem mandarynkowym.